baner reklamowy 2

Umów swojego psa, kota, kawie lub królika na wizytę u fryzjera!

Zobacz więcej

zwierzaki

Rossi Groom - psi fryzjer w Leżajsku

Specjalizuję się w pielęgnacji psów, kotów oraz małych zwierząt domowych, takich jak kawie domowe i króliki. Z pasją i pełnym zaangażowaniem dbam o to, aby każdy pupil czuł się komfortowo i bezpiecznie podczas zabiegów pielęgnacyjnych.

Oferuję szeroki zakres usług – od strzyżenia, przez kąpiele i trymowanie, aż po pielęgnację pazurków. Dzięki indywidualnemu podejściu do każdego zwierzaka potrafię dostosować się do jego potrzeb i charakteru, co pozwala mi sprostać oczekiwaniom nawet najbardziej wymagających opiekunów.

Pracuję w dogodnych godzinach, dzięki czemu możesz łatwo dopasować wizytę do swojego codziennego grafiku. Zapewniam przyjazną atmosferę, cierpliwość oraz profesjonalne podejście do każdego czworonoga, który trafia pod moją opiekę.

Umów swojego pupila lun skontaktuj się w sprawi wizyty adaptacyjnej!

Kąpiel ozonowa – naturalna pielęgnacja i terapia

W salonie Rossi Groom oferujemy kąpiele ozonowe – bezpieczną i skuteczną metodę wspierającą zdrowie skóry oraz sierści Twojego pupila. Ozonowana woda działa antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo i przeciwwirusowo, dzięki czemu pomaga w leczeniu schorzeń skórnych, infekcji, alergii czy stanów zapalnych. Zabieg przynosi ulgę w swędzeniu, przyspiesza gojenie ran i poprawia kondycję skóry, nie powodując podrażnień. Po kąpieli pies jest suszony, ma przycięte pazurki, wyczyszczone uszy i może zostać ostrzyżony.

Zadbaj o zdrowie i komfort swojego psa w troskliwych rękach – zapraszamy!

miniatura 1


0

Ostatnio obciętych pazurków

0

Godzin tygodniowo poświęconych na głaskanie

0

Szczęśliwych ogonów w 2024

0

Litrów szamponu miesięcznie


Poznaj moją ofertę!

jasny york z kokardą

Groomer dla psów

leżący kot

Groomer dla kotów

dziewczynka bawiąca się z kawią

Pielęgnacja kawii domowej

przytulasy z królikiem

Pielęgnacja królików

piesek

Wizyty adaptacyjne

piesek 2

Cennik

Skąd się wziął pomysł na założenie salonu groomerskiego w Leżajsku?

Pomysł na otwarcie salonu groomerskiego w Leżajsku zrodził się z połączenia mojej pasji do zwierząt i potrzeby stworzenia miejsca, w którym czworonogi będą traktowane z troską, szacunkiem i profesjonalizmem. Przez lata obserwowałam, jak bardzo brakuje w naszej okolicy miejsca, które oferowałoby usługi pielęgnacyjne na wysokim poziomie – nie tylko pod względem technicznym, ale też emocjonalnym.

Leżajsk to moje miejsce na ziemi, a jednocześnie miasto, w którym opiekunowie coraz bardziej świadomie dbają o swoich pupili. Chciałam stworzyć przestrzeń, gdzie zarówno psy, jak i ich właściciele będą czuli się bezpiecznie, komfortowo i po prostu dobrze zaopiekowani. Tak powstał Rossi Groom – salon z duszą, w którym pielęgnacja to coś więcej niż strzyżenie – to relacja, zaufanie i pasja.

Skąd się wzięła nazwa salonu "Rossi Groom" i co zonacza?

Nazwa salonu "Rossi Groom" niesie ze sobą wyjątkową historię, która zaczęła się od miłości do Włoch i... rudych włosów. "Rosso" po włosku oznacza "czerwony" – i właśnie ten kolor, nawiązujący do ognistego odcienia moich włosów, stał się inspiracją zarówno dla nazwy, jak i logo salonu.

Pewnego dnia, podczas rozmowy z Włochem mieszkającym w okolicach malowniczego jeziora Iseo, padło określenie "Rossi Groom". Było to żartobliwe, ale bardzo trafne podsumowanie tego, czym zajmuję się zawodowo – dbaniem o styl, wygląd i pielęgnację. To określenie tak bardzo zapadło mi w pamięć, że postanowiłam przekuć je w coś trwałego. Tak właśnie narodziła się nazwa "Rossi Groom" – z pasji, z podróży i z autentycznego momentu, który zdefiniował kierunek mojego biznesu.

Czy od zawsze kochałaś zwierzęta? Jak zaczęła się Twoja przygoda z groomerstwem?

Miłość do zwierząt towarzyszy mi odkąd tylko pamiętam. Od najmłodszych lat byłam nimi otoczona – psy, koty, gryzonie każdy potrzebujący ogon natychmiast znajdował u mnie opiekę i ciepłe miejsce. To była dla mnie naturalna droga, dlatego zdecydowałam się na pracę jako technik weterynarii.

Przez sześć lat pracowałam w gabinecie weterynaryjnym, gdzie zaczęłam również zajmować się pielęgnacją zwierząt. Prawdziwy przełom nastąpił, kiedy do gabinetu trafił pies z interwencji – w tragicznym stanie, zaniedbany, przestraszony. Trzeba było natychmiast działać, by mu pomóc. Wtedy po raz pierwszy chwyciłam za maszynkę i nożyczki. To była emocjonalna chwila, która uruchomiła we mnie coś więcej niż tylko umiejętność – zrodziła pasję.

Od tamtej pory zaczęłam rozwijać się jako groomerka, kończąc kolejne kursy – od technik strzyżenia po podstawy behawiorystyki i dietetyki. Każdy nowy pies to nowa historia, nowe wyzwanie i kolejne potwierdzenie, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być.

Jakie cechy powinien mieć dobry psi fryzjer?

Dobry groomer to ktoś więcej niż tylko osoba potrafiąca operować nożyczkami i maszynką. To przede wszystkim ktoś z sercem do zwierząt, cierpliwością i ogromną empatią. Zwierzęta czują emocje – jeśli groomer jest zestresowany lub niepewny, pies natychmiast to wyczuje. Dlatego spokój, opanowanie i delikatność są absolutnie kluczowe.

Oprócz tego ważne są: dokładność, umiejętność obserwacji (bo każdy pies reaguje inaczej), wiedza z zakresu anatomii, pielęgnacji, a nawet podstaw behawiorystyki. Dobrze jest też znać podstawy dietetyki, bo kondycja sierści często wiąże się z tym, co pies je.

No i najważniejsze – pasja. Bez niej nie da się wykonywać tego zawodu dobrze. Każdy psi klient zasługuje na indywidualne podejście, bezpieczeństwo i troskę. To nie tylko fryzura – to komfort, zdrowie i zaufanie.

Czy pamiętasz swojego pierwszego psiego klienta? Jakie to było doświadczenie?

Pamiętam go doskonale – choć nie miał nawet imienia. To był pies z interwencji, w tragicznym stanie. Wyczerpany, zaniedbany, przestraszony. Trafił do nas do lecznicy, gdzie walczyliśmy o jego zdrowie i życie. W miarę jak dochodził do siebie, zaczęliśmy się zaprzyjaźniać. Patrzył na mnie tymi wielkimi oczami, jakby wiedział, że chcę mu pomóc.

Wtedy pierwszy raz chwyciłam za maszynkę. Nie miałam jeszcze pełnego warsztatu ani doświadczenia, ale miałam serce i chęć ratowania go na każdy możliwy sposób. Efekt? Może nieidealny wizualnie, ale pełen troski i miłości. Początki były dalekie od perfekcji, ale właśnie ten pies – bez imienia – otworzył mi drzwi do świata groomingu. To było więcej niż tylko strzyżenie – to była misja.

Jak wygląda typowy dzień w salonie groomerskim?

Dzień w salonie zaczynam jeszcze przed ósmą rano. Zanim pojawi się pierwszy psi klient, przygotowuję wszystko, co niezbędne do pracy. Sprawdzam grafik, potwierdzam wizyty, wysyłam przypomnienia SMS do opiekunów. To pozwala uniknąć nieporozumień i zapewnia płynność w pracy.

Następnie upewniam się, że cały sprzęt działa bez zarzutu – maszynki, suszarki, trymery, stoły. Higiena i bezpieczeństwo to dla mnie absolutny priorytet, dlatego wszystkie narzędzia są wyjmowane bezpośrednio ze sterylizatora – są dezynfekowane po każdym psie i ponownie na koniec dnia.

Kiedy pojawia się pierwszy czworonożny gość, cała uwaga skupia się już na nim. Każdy pies to inny temperament, potrzeby i emocje. W zależności od usługi – kąpiel, strzyżenie, trymowanie, wyczesywanie – pracuję z pełnym skupieniem, ale też spokojem, bo najważniejsze to zbudować zaufanie.

Między wizytami jest czas na szybkie porządki, mycie stanowiska, ponowną dezynfekcję, przygotowanie kolejnych narzędzi. Dzień jest intensywny, ale daje ogromną satysfakcję. Bo każda psia metamorfoza to nie tylko zmiana wyglądu – to też poprawa komfortu, zdrowia i samopoczucia zwierzaka.

Z jakimi rasami najczęściej pracujesz?

Najczęściej w salonie goszczą małe rasy – Yorki, Shih Tzu, Maltańczyki czy przeróżne rasy hybrydowe, które cieszą się coraz większą popularnością. To mali klienci o wielkich osobowościach – każdy inny, każdy ze swoim charakterkiem i rytuałami.

Ale nie brakuje też dużych psów! Regularnie pracuję z olbrzymimi sznaucerami, bernardynami, labradorami czy owczarkami. Każdy z nich wymaga indywidualnego podejścia – nie tylko pod względem pielęgnacji, ale też emocjonalnie. I to właśnie w tej różnorodności tkwi piękno tej pracy. Uwielbiam ją za to, że każdy dzień przynosi nowe wyzwania i nowe psie osobowości do poznania.

Czy są psy, które szczególnie trudno ostrzyc albo które wymagają specjalnej uwagi?

Tak, zdecydowanie są psy, które wymagają wyjątkowej uwagi – i nie zawsze chodzi tu o rasę, ale o charakter, historię czy stan zdrowia. Najtrudniejsze są często te, które mają za sobą trudne doświadczenia, są lękliwe, nieufne lub nieprzyzwyczajone do zabiegów pielęgnacyjnych. W takich przypadkach liczy się spokój, cierpliwość i zbudowanie relacji opartej na zaufaniu.

Są też rasy o bardzo wymagającej sierści – np. psy z gęstym podszerstkiem, które trzeba długo i dokładnie rozczesywać, jak berneńczyki czy owczarki. Z kolei psy z delikatną skórą, jak maltańczyki czy shih tzu, wymagają precyzji i łagodności, by nie sprawić im dyskomfortu.

Zdarzają się również psy starsze lub chore, które trzeba strzyc w pozycji leżącej, robiąc częste przerwy. Dla mnie najważniejsze jest wtedy, by pies czuł się bezpiecznie i komfortowo. Każdy z nich zasługuje na pełną uwagę – niezależnie od tego, jak łatwa lub trudna jest wizyta.

Jak często powinno się odwiedzać groomera?

To zależy przede wszystkim od rasy psa, rodzaju sierści i stylu życia, ale ogólna zasada jest taka: co 4 do 8 tygodni. Psy z długą, jedwabistą sierścią – jak Yorki, Shih Tzu czy Maltańczyki – wymagają regularnych wizyt, bo ich włos łatwo się kołtuni i może sprawiać dyskomfort. Dla nich optymalna częstotliwość to nawet co 4–6 tygodni.

Psy krótkowłose lub z podszerstkiem, jak labradory, owczarki czy husky, mogą przychodzić rzadziej, np. co 2–3 miesiące, głównie na kąpiel, wyczesywanie i pielęgnację skóry. Ale są też rasy trymowane – jak terriery czy sznaucery – które powinny odwiedzać groomera regularnie, by utrzymać odpowiedni wygląd i kondycję sierści.

Pamiętajmy – regularność to nie tylko kwestia estetyki, ale przede wszystkim zdrowia i komfortu psa. A im częstsze wizyty, tym mniejszy stres dla pupila, bo zabiegi stają się dla niego po prostu rutyną.

Jakie błędy najczęściej popełniają właściciele w pielęgnacji psów w domu?

Zdecydowanie najczęściej spotykam się z błędami wynikającymi z dobrych chęci, ale braku wiedzy. Właściciele kochają swoje psy, ale nie zawsze wiedzą, co im służy. Na przykład – bardzo częsty błąd to używanie ludzkich szamponów. Psia skóra ma inne pH niż nasza i taki kosmetyk może jej po prostu zaszkodzić – powodować podrażnienia, swędzenie czy nawet alergie. Inna rzecz to czesanie – wiele osób czesze psa dopiero wtedy, gdy już się skołtuni. A wtedy często jest już za późno na delikatne rozczesywanie i trzeba sięgnąć po maszynkę. Regularne czesanie to naprawdę podstawa. Nie można też zapominać o pazurach – wielu właścicieli boi się je obcinać, albo robi to zbyt rzadko. Tymczasem zbyt długie pazury to nie tylko estetyka, ale też ból przy chodzeniu i problemy ze stawami. Często też słyszę: 'mój pies nie lubi kąpieli'. I tu pojawia się temat stresu – domowa pielęgnacja powinna być spokojna, bez pośpiechu, najlepiej w formie rytuału. Jeśli właściciel się denerwuje, pies to czuje. A groomer z doświadczeniem potrafi pracować tak, żeby pies czuł się bezpieczny i zaopiekowany. Pielęgnacja to nie tylko wygląd – to zdrowie, komfort i dobra jakość życia naszego psa. Zwłaszcza u seniorów – tam liczy się każde dotknięcie.

Czy możesz polecić jakieś konkretne kosmetyki lub akcesoria do pielęgnacji psów?

Zdecydowanie! Mam kilka ulubieńców, z którymi pracuję od lat i które z czystym sumieniem polecam też do domowej pielęgnacji. Jeśli chodzi o kosmetyki, to bardzo lubię produkty Dr Lucy – to polska marka, a naprawdę trzyma wysoki poziom. Ich płyn do czyszczenia uszu, np. Dr Lucy HOME nr 8, to złoto. Delikatny, nie szczypie, nie ma sztucznego zapachu – idealny do regularnej higieny. Z kolei jeśli ktoś woli coś bardziej „włosko-luksusowego”, to polecam markę Yuup!. Mają super lotion do uszu z propolisem i olejkiem z drzewa herbacianego – działa łagodząco i naprawdę fajnie niweluje zapachy. No i ten ich wybielający szampon – wow! Efekt widać już po pierwszym użyciu, a sierść robi się miękka i błyszcząca. A jeśli chodzi o akcesoria – nie ma nic ważniejszego niż dobra szczotka do kołtunów. Sama używam na przykład Show Tech Twin Flex – ma dwie strony, jedną delikatną, drugą bardziej konkretną. Świetnie się sprawdza przy psach, które mają tendencję do filcowania, jak maltańczyki czy shih tzu. Podsumowując: delikatność, systematyczność i dobre narzędzia to klucz. I trochę cierpliwości – z obu stron!

O, zdecydowanie! Praca z psami to nie tylko pielęgnacja – to cały wachlarz emocji i zaskoczeń. Jakby ktoś kiedyś chciał napisać książkę o pracy groomera, to materiału starczyłoby na kilka tomów! Jedna z moich ulubionych historii to starszy jamnik o imieniu Leon – przyjeżdżał regularnie na kąpiel i czesanie, ale miał jedną zasadę: nie ruszamy łapek. Żadnych negocjacji. Jak tylko dotykałam szczotką którejś z łap, Leon teatralnie… przewracał się na bok i udawał, że nie żyje. Totalnie sztywniał i patrzył spod oka, jakby chciał powiedzieć: „teraz to już po mnie, gratuluję”. Jego opiekunka śmiała się, że powinien iść do psiej szkoły aktorskiej. Innym razem jeden z maltańczyków, po kąpieli i suszeniu, zdołał w sekundę wyskoczyć z ręcznika, wskoczyć na stół… i zanim zdążyłam zareagować, zwinął moją kanapkę z biurka. I patrzył na mnie z miną: „Przecież i tak to dla mnie było, prawda?” Zdarzały się też nietypowe przyjaźnie – pies, który za każdym razem przynosił mi swoją ukochaną maskotkę do „przytulenia przed strzyżeniem” albo taki, który kładł mi łapkę na ręce, jakby chciał powiedzieć „dasz radę, człowieku”.To właśnie kocham w tej pracy – każdy pies to osobowość, każdy dzień przynosi coś nowego i często bardzo zabawnego. I nawet jak sierść wyląduje mi w bucie – i tak bym tego nie zamieniła na nic innego!

Jak radzisz sobie z psami, które boją się strzyżenia lub są bardzo ruchliwe?

Przede wszystkim – staram się psa zrozumieć, nie przełamać na siłę. Mam podstawy z behawiorystyki, więc wiem, jak ważne jest czytanie sygnałów, które wysyła pies. Jeśli boi się maszynki albo nożyczek, to znaczy, że coś w przeszłości mogło być dla niego trudne – szanuję to i pracuję z tym powoli, krok po kroku.Zawsze zaczynam od zapoznania – daję się obwąchać, mówię spokojnie, czasem siadam na podłodze i po prostu jestem. Jak trzeba, to i pogadamy chwilę o życiu! Strzyżenie to często dopiero drugi krok – pierwszy to budowanie zaufania. Z ruchliwymi psiakami pracuję na krótszych etapach. Zamiast próbować „na raz”, robię przerwy, zmieniam pozycję, odwracam uwagę. Jeśli trzeba, daję coś do lizania – jak matę z pastą albo po prostu coś, co kojarzy się dobrze. Dużo daje też ciepły, pewny dotyk i spokojny ton głosu.I najważniejsze – nie zmuszam. Wolę zrobić połowę dzisiaj, a drugą jutro, niż zostawić psa z traumą. Czasem wystarczy jedna wizyta, żeby się przekonał, że 'tu nie dzieje się nic złego'. A czasem potrzeba więcej cierpliwości. Ale efekty są piękne – bo w końcu przychodzą i merdają ogonem, a to mówi wszystko.

Czy zdarza się, że właściciel ma inne oczekiwania niż to, co jest najlepsze dla psa?

Zdarza się – i to częściej, niż by się chciało! I wiesz co? To jeden z najtrudniejszych momentów w pracy groomera, bo trzeba wtedy być trochę tłumaczem, trochę psychologiem, a trochę… adwokatem psa. Czasem przychodzi ktoś i mówi: 'Chciałabym, żeby wyglądał jak ten pies z Instagrama'. A pies, który stoi przede mną, ma skołtunioną sierść do skóry i stresuje się każdym dotykiem. I wtedy muszę w delikatny sposób wytłumaczyć, że zanim zrobimy modną fryzurę, musimy zadbać o komfort i zdrowie tego konkretnego psiaka. Zdarza się też, że właściciel chce zostawić jak najwięcej sierści, bo 'ładniej wygląda', ale pies ma podszerstek nieprzeczesywany od tygodni i to się po prostu filcuje – wtedy trzeba podjąć trudną decyzję o skróceniu. Zdarzały mi się też sytuacje odwrotne – pies starszy, schorowany, który absolutnie nie powinien być poddawany długiej stylizacji, a właściciel nalegał na 'pełny pakiet'. W takich przypadkach staram się rozmawiać – tłumaczę, edukuję, czasem pokazuję zdjęcia skóry pod kołtunem, opowiadam, co czuje pies w takiej sytuacji.I najczęściej to działa. Bo prawda jest taka: właściciele naprawdę kochają swoje psy – tylko czasem patrzą oczami, a nie sercem. Moja rola to delikatnie przekierować ich uwagę na potrzeby pupila. A kiedy wracają i mówią: 'Widziałam, jak mu ulżyło po tej wizycie' – to wiem, że było warto.

Jak budujesz zaufanie między sobą, psem i jego opiekunem?

Dla mnie każde spotkanie z psem to rozmowa – tyle że bez słów. Pies od razu wyczuwa moją energię, dlatego najważniejsze jest, żeby być spokojnym, obecnym i autentycznym. Nie robię niczego na siłę. Pozwalam mu podejść, powąchać, czasem po prostu chwilę ze mną pobyć – nie sięgam od razu po nożyczki, tylko najpierw buduję przestrzeń, w której czuje się bezpiecznie. W przypadku bardziej lękliwych psów pierwsza wizyta to czasem nawet tylko czesanie albo pogadanka przy suszarce – i to jest okej. Małymi krokami. Z opiekunami buduję zaufanie przez szczerość i rozmowę. Zawsze tłumaczę, co robię, dlaczego to ważne, jeśli trzeba – pokazuję, doradzam. Czasem też uczę, jak pielęgnować psa w domu między wizytami. Widzą, że nie jestem tylko 'od strzyżenia', tylko naprawdę zależy mi na ich zwierzaku. Zdarza się, że po kilku wizytach pies wchodzi do salonu sam i siada przy stole jak stary wyjadacz – a opiekun patrzy z niedowierzaniem i mówi: 'u weterynarza tak nie ma!' – i to właśnie jest ten moment, który kocham najbardziej.

Czy masz stałych klientów, którzy wracają regularnie?

Tak, mam wielu stałych klientów – i to jest dla mnie ogromna radość i wyróżnienie. Część z nich poznałam jeszcze, gdy pracowałam w gabinecie weterynaryjnym – to wtedy zaczęły się pierwsze relacje, które trwają do dziś. Wielu z tych opiekunów wraca do mnie regularnie, niektórzy już z kolejnym pieskiem. Co mnie bardzo cieszy, to fakt, że przyjeżdżają do mnie nie tylko osoby z okolicy – mam klientów z Dynowa, Biłgoraja, a nawet z zagranicy – z Anglii, Belgii, Niemiec i Francji. Kiedy przyjeżdżają do Polski, często wcześniej się ze mną kontaktują, żeby umówić wizytę – bo mówią, że ich pies nigdzie nie czuje się tak spokojny i zaopiekowany. To dla mnie największy komplement. Bo nie chodzi tylko o strzyżenie, ale o atmosferę, podejście i wzajemne zaufanie. Zawsze chcę, żeby pies czuł się u mnie jak w bezpiecznym miejscu – i wyglądał tak dobrze, jak się czuje.

Co jest dla Ciebie największą satysfakcją w tej pracy?

Największą satysfakcję? Zdecydowanie moment, kiedy pies, który przyszedł zestresowany, nieufny albo wycofany… wychodzi z ogonem do góry, rozluźniony, a czasem nawet merdający z radości. To bezcenne. Uwielbiam, kiedy właściciel mówi: 'on nigdy tak spokojnie nie siedział!', albo kiedy widzę, że pies zaczyna mi ufać – kładzie głowę na mojej ręce, przymyka oczy podczas kąpieli. To znak, że nie jestem tylko 'tą od strzyżenia', ale kimś, przy kim czuje się bezpiecznie. Czasem też przychodzą psiaki bardzo zaniedbane – z dredami, z brudem pod sierścią, z podrażnioną skórą. I wiem, że ta wizyta to nie tylko kosmetyka, ale realna ulga. Po wszystkim właściciel mówi: 'Ojej, on znowu wygląda jak on!' – i to naprawdę daje ogromną radość. I jeszcze jedno – relacje. Z psami, z ich opiekunami. To nie jest 'praca na godziny', tylko coś głębszego. Tworzymy małą społeczność ludzi, którym naprawdę zależy na dobrostanie zwierząt. I być częścią tego – to największy sens mojej pracy.

Jakie są Twoje plany na przyszłość dla salonu "Rossi Groom"?

Mam w głowie sporo pomysłów – i przede wszystkim chcę, żeby Rossi Groom był miejscem, gdzie pies czuje się zaopiekowany od łapek po czubek nosa, a właściciel wie, że zostawia go w dobrych rękach. W najbliższym czasie planuję zakup dużej wanny do ozonoterapii – to świetna sprawa dla psów z problemami skórnymi, alergiami, ale też dla starszaków, które potrzebują dodatkowego wsparcia i regeneracji. Chcę wprowadzać usługi, które naprawdę poprawiają komfort życia psów. Poza tym – ciągle się uczę. Szkolenia, seminaria, nowinki w pielęgnacji – to wszystko mnie kręci. Chcę rozwijać salon, ale też siebie – jako groomera i jako osobę, która rozumie potrzeby psa nie tylko od zewnątrz, ale i od środka. Mam też marzenie, żeby stworzyć miejsce, gdzie będzie i pielęgnacja, i edukacja – trochę jak przestrzeń spotkań dla psiarzy. Ale to może jeszcze przed nami!

Czy chciałabyś/chciałbyś przekazać coś swoim obecnym i przyszłym klientom?

Kiedy zakłaałam Rossi Groom, marzyłam o miejscu, gzie psy będą czuły się bezpiecznie,a ich opiekunowie będą mieć pewność, że zostawiają swojego pupila w dobrych, ciepłych rękach. Dziś mogę powiedzieć – to marzenie naprawdę się spełnia. Ale nie dzięki mnie. Dzięki Wam. Dziękuję każdemu, kto mi zaufał – komu nie był obojęny komfort i dobrostan swojego psa. Dziękuję tym, którzy wracają regularnie, a także tym, którzy przyjeżdżają z daleka – z Dynowa, Biłgoraja, a nawet z zagranicy: Anglii, Niemiec, Belgii, Francji… To dla mnie coś więcej niż tylko praca – to ogromna odpowiedzialność, ale i radość.

Zawsze powtarzam, że w Rossi Groom nie chodzi tylko o fryzury. Chodzi o spokój, cierpliwość i relację. O to, żeby pies czuł się zaopiekowany, rozumiany i zaakceptowany taki, jaki jest – z lękiem, z temperamentem, z emocjami.

Przede mną kolejne kroki. Chcę się dalej rozwijać – planuję zakup wanny do ozonoterapii, kolejne szkolenia, nowe techniki i jeszcze więcej dobrych rozwiązań, które będą wspierać zdrowie i komfort Waszych czworonogów. Bo wiem, że mogę – i chcę – dawać jeszcze więcej.

Umów się na wizytę lub skontaktuj w sprawie wizyty adaptacyjnej!